Czego słuchasz? Proste pytanie, na które nie ma prostej odpowiedzi. Bo jak tu opowiedzieć o swoich zamiłowaniach, emocjach, fascynacjach muzycznych ograniczając się do jednego nurtu? Dzisiejszy świat pragnie nas szufladkować i zamykać w ramach, tak by stworzyć produkt ‘idealny’ tylko dla nas, który dziwnym trafem uwielbiają miliony. A jeśli się z tego schematu wyłamać i szukać tego co nas porwie?
A czego ja słucham? Oto moje fascynacje. Zapraszam.
Leszek Możdżer, Lars Danielsson, Zahar Fresco. Trio
połączone niewidzialną, artystyczną nicią. Trio, w którym dźwiękowa wyobraźnia
Możdżera, powściągliwa wrażliwość Danielssona i nastrojowa rytmika Fresco tworzą
spójną, szlachetną całość. Muzyka wymyka się wszelkim próbom sklasyfikowania. Pełna
delikatnych dźwięków i tajemniczych niedopowiedzeń maluje nietuzinkowy kolaż
nastrojów.
Marek Napiórkowski. Niezwykle
płody i zapracowany muzyk. W swojej karierze grał i nagrywał z takimi tuzami
jak: Pat Metheny, Marcus Miller, Richard Bona czy Clarence Penn. Udzielał się
w wielu projektach m.in. z Tomaszem Stańko, Janem ‘Ptaszynem’ Wróblewskim,
Henrykiem Miśkiewiczem, Wojciechem Karolakiem, Krzysztofem Ścierańskim,
Leszkiem Możdżerem, Anną Marią Jopek, Urszulą Dudziak, Ewą Bem, czyli ze
śmietanką polskiego jazzu.
Po ostatniej płycie Marka
Napiórkowskiego ‘KonKubiNap’ miałem wrażenie wypalenia się pewnych pomysłów.
Muzyka stała się przewidywalna, nużąca. Album, mimo iż koncertowy pozbawiony
był elementów zaskoczenia i swobodnej improwizacji. Współpraca na linii
Napiórkowski, Robert Kubiszyn, Cezary Konrad niosła za sobą elementy
niewypowiedzianego napięcia. Dlatego też z dużym dystansem podchodziłem do
nowego dzieła gitarzysty.
Otwierający album utwór ‘Szkice
piórkiem’ zapowiada wiele zmian i ucztę dla słuchacza. Muzyka jest piękna,
elegancka i przejmująca. Dźwięki, które precyzyjnie płyną mają ogromny
potencjał oczyszczający i relaksacyjny. Brzmienie wzbogacone aż o dziewięć
instrumentów klasycznych pozostaje wyrafinowane i kameralne. Aranżacyjne
smaczki to zasługa niezawodnego Krzysztofa Herdzina. Wielki ukłon należy się Markowi
Napiórkowskiemu za stworzenie dzieła, w którym popisy lidera nie są nachalnie wyeksponowane
na pierwszy plan, a jedynie w sposób niezwykle nastrojowy uzupełniają grę zespołu
jazzowego i muzyków klasycznych.
Płyta: Rocks Rok: 1997 Słowa: Brian May Muzyka: Brian May Wydawnictwo: Parlophone / Hollywood Records / EMI
24 listopada 1991 roku o godzinie 19:20 zmarł Freddie Mercury. Postać barwna i niejednoznaczna. Wokalista o charakterystycznej i niepowtarzalnej barwie głosu. Frontman, który elektryzował i porywał publiczność jednym gestem. Autor takich utworów jak: 'Bohemian Rhapsody', 'We Are The Champions' czy 'Somebody To Love'. Ikona. A zarazem osoba bardzo nieśmiała i skryta. Otaczająca się gronem najbliższych przyjaciół i szczelnie chroniąca swoją prywatność. Tak naprawdę dzięki fascynacji muzyką zespołu Queen rozpocząłem swoją wędrówkę w poszukiwaniu brzmień, dźwięków i emocji związanych z muzyką.
Dziś w 22 rocznicę śmierci mojego idola mam wrażenie, że Queen jest zapomniane. Nie przez media czy wytwórnie płytowe, ale co smutniejsze zapomniane przez fanów. Spora w tym zasługa żyjących członków zespołu. Brian May i Roger Taylor sami nie wiedzą co zrobić z legendą Queen. Ich próby podtrzymania zainteresowania grupą są mało przemyślane i chaotyczne. Brakuje pomysłu co i jak robić. A ja powoli tracę nadzieję, że wokale które nagrywał Freddie Mercury tuż przed swoją śmiercią, specjalnie z myślą o pośmiertnych płytach kiedykolwiek ujrzą światło dzienne.
Ale dziś, staram się zapomnieć o tym co mnie boli i skupić się na pamięci o Freddim. W 1997 roku pozostali członkowie Queen: John Deacon, Brian May i Roger Taylor oddali prawdziwy hołd swojemu przyjacielowi. Nagrali utwór pełen emocji, bólu i tęsknoty. 'No One But You (Only The Good Die Young)' jest ich wyrazem szacunku i metaforycznym pogodzeniem się ze śmiercią bliskiej osoby.
I jeszcze na koniec, piękna miniaturka ku pamięci Freddiego:
QUEEN - Nevermore
Płyta: Queen II Rok: 1974 Słowa: Freddie Mercury Muzyka: Freddie Mercury Wydawnictwo: Parlophone / Hollywood Records / EMI
Uwielbiam utwory, które porywają
mnie od pierwszego dźwięku. Takie, które w sposób niezwykle ascetyczny potrafią
przekazać niepoliczalne atomy energii. Takie, w których tekst ma znaczenie. Takie,
przy których noga sama chodzi, a dobry nastrój pojawia się tak po prostu. Najnowsze
dzieło Panów Waglewskich idealnie tu pasuje.
‘Ojciec’ to solidna dawka mocy. Ukłon
w stronę klasycznego rocka opartego na surowym brzmieniu i gitarowym graniu.
Waglewski, Fisz i Emade muzyką i słowem opowiadają nam poruszającą historię. Dojrzały
i nietuzinkowy tekst, w którym ojciec żegna się z synem i przygotowuje na
koniec swojej drogi. Wszystko jest bardzo osobiste i szczere. To ciekawy, międzypokoleniowy
dialog, który zachęca do refleksji nad życiem.
Czesław Niemen. Postać kultowa. Muzyk,
który oprócz fantastycznego głosu był również prekursorem muzyki
elektronicznej, eksperymentalnej i progresywnej w Polsce. Człowiek o nietuzinkowej
wyobraźni. Niezwykle twórczy i barwny. Nieodgadniony, tajemniczy.
Album ‘Idée Fixe’ ukazał się w
1978 roku. Jego nagranie zajęło artyście ponad 2 lata i jest jednym z
najważniejszych w jego dorobku. Jest to spójna, oryginalna całość. Utwory
stricte rockowe mieszają się z jazz-rockiem, funky i elementami elektroniki. Płyta
iskrzy od różnych pomysłów, barw i brzmień. Muzyka w piękny sposób ilustruje wiersze
C.K. Norwida. Niemen ułożył je w wyraźne przesłanie, które mówi o potrzebie
powrotu do życia blisko natury i o pochwale pracy – nie jako źródła bogacenia
się, ale jako wyróżnika człowieczeństwa. Tak powstało dzieło bardzo ambitne i
niełatwe w odbiorze. Ale zdecydowanie warte poznania.
Kompozycja ‘Larwa’ z podtytułem
‘Wszechcywilizacji społeczny blues’ eksploduje funkowymi nastojami. Dzięki gęstej
sekcji rytmicznej wzbogaconej elektroniką utwór żyje i niespokojnie pulsuje. Tajemniczy
nastrój wzmacnia odrealniony śpiew Niemena. Gdy głos milknie jego rolę
przejmuje saksofon Zbigniewa Namysłowskiego. Tekst to wiersz Norwida napisany w
latach 1861-1862. Opowiada o londyńskiej ulicy, której życie tętni i pełznie
jak larwa z bielmem na oku nie pozwalającym widzieć nic poza interesem i
pieniędzmi. Jakże aktualny i dzisiaj!
Płyta:
Shiren Of The New Songs Generation Slaves Rok: 2013 Słowa: Mariusz Duda Muzyka: Mariusz Duda, Piotr Grudziński, Piotr Kozieradzki,
Michał Łapaj Wydawnictwo: Mystic
Jest w muzyce pewien paradoks.
Paradoks, który łatwo zbagatelizować. Mam na myśli zamierzoną dwubiegunowość. Raz
utwór może miażdżyć potężnym riffem, ale traci sens przy śpiewie o ciepłych
kapciach i grzanym winie. Innym razem mamy piękną melodię, która opowiada historię morderstwa. W prosty sposób ten fakt można pominąć słuchając muzyki
nieuważnie. Ale gdy poświęcimy dłuższą chwilę i wsłuchamy się w to co artyści
chcą nam przekazać, to robi się ciekawie.
Panowie z Riverside to specjaliści
w budowaniu nastroju. Ich kompozycja ‘We Got Used To Us’ uzależnia pięknym i
niepowtarzalnym klimatem. Słuchając samej muzyki możemy rozpłynąć się w urzekających
dźwiękach. Znakomity temat pianina i gitary spod znaku Pink Floyd nadają
całości delikatnej szlachetności.
Ale gdy zaczniemy zagłębiać się w
tekst okaże się, że cała kompozycja naznaczona jest żalem. Nagle okazuje się,
że łatwiej jest odejść i udawać, że wszystko jest ok. Wczorajszą obietnicę
uznać, za kaprys i przestać walczyć o siebie, o Ciebie, o Nas.
“I try understand How we could forget We made a promise to one another That nothing would ever break what we had Now we never talk when we fall apart We never talk when we fall apart We pretend we’re ok”
Złość miesza się z tęsknotą. Cienka
granica między miłością, a nienawiścią zaciera się. I pozostajemy sami. Z bagażem,
którego nikt nie pomoże nieść dalej. W miejscu ,do którego nie dążyliśmy i w
którym nie chcemy być.
“I don’t want to be
there Where we are I know we got used to
new life And I don’t want to
be there ... We pretend we’re ok By filling up our inner space With little hates And so-called love.”
Cenię takich wykonawców, którzy tworzą
rzeczy niejednoznaczne, pełne sprzeczności. Zespół Riverside w sposób
absolutnie mistrzowski potrafi łączyć piękno muzycznego świata z zaangażowanymi tekstami, w
których nie brak emocji. Sprawdźcie sami.
MAREK GRECHUTA – Ulica cieni
(Część II suity ‘Spotkania w czasie’)
Płyta: Magia obłoków Rok: 1974 Muzyka: Marek Grechuta Wydawnictwo: Pronit
Kto kojarzy Marka Grechutę tylko
z rozgłośni radiowych i popularnych piosenek typu ‘Niepewność’ czy ‘Nie
dokazuj’ będzie zaskoczony. W 1974 roku razem z grupą WIEM (W Innej Epoce
Muzycznej) Grechuta nagrywa płytę, która zachwyca bogactwem dźwięków. Album
‘Magia obłoków’ to jeden z najbardziej progresywnych projektów w dyskografii
artysty. Pełen melodycznych i aranżacyjnych smaczków. Poetycka aura, tak
charakterystyczna dla Grechuty miesza się tutaj z jazz-rockową improwizacją i
pięknymi chórkami.
Najważniejszą częścią płyty jest
suita ‘Spotkania w czasie’. Składa się ona z czterech części: ‘Walc na trawie’,
‘Ulica cieni’, ‘Zmierzch’ i ‘Ptak śpiewa o poranku’. Największe wrażenie
wywarła na mnie instrumentalna ‘Ulica cieni’. Rzecz absolutnie przepiękna, melancholijna.
Wciąga od pierwszych dźwięków. Prowadzi przez krainę, w której niepokój miesza
się z ciekawością. Cudowna melodia i niesamowity klimat.
Płyta: Z archiwum Polskiego Radia vol. 8. Nagrania radiowe 1972-1979
Rok nagrania: 1972 (Rozgłośnia Radiowa Poznań)
Rok wydania: 2008
Słowa: Andrzej Sobczak
Muzyka: Mariusz Rybicki, Henryk Tomczyk, Janusz Maślak
Wydawnictwo: Polskie Radio
Polska lat 70-tych XX wieku to trudny okres dla zespołów zafascynowanych muzyką rockową. Media PRL’u skutecznie lansowały konwencję grzecznego wokalisty, jako lidera zespołu big-bitowego. Muzycy, którzy wyróżniali się długimi włosami, nosili dzwony i grali muzykę rockową skazani byli na blokadę. Pozbawieni możliwości koncertowania pozostawali bez środków do życia, co niestety skutkowało zawieszeniem działalności.
W roku 1972 gdy Wielka Brytania i Stany Zjednoczone przeżywały boom rocka, polskie rozgłośnie radiowe propagowały takich wykonawców jak: Czerwone Gitary, Skaldowie, Maryla Rodowicz czy Niebiesko Czarni. Można uznać, że big-bit kwitł. Na szczęście nielegalnymi kanałami docierała twórczość zespołów z zachodu. Deep Purple wydało szóstą płytę – ‘Machnie Head’. Led Zeppelin, ówcześni królowie rocka święcili sukcesy po płytach ‘I-IV’. Black Sabbath umacniał swoją pozycję ojców heavy metalu. A Genesis, King Crimson, Jethro Tull, Yes rządzili w świecie rocka progresywnego. Dzięki takim wpływom i inspiracjom powstała Grupa Stress.
Muzycy w składzie: Mariusz Rybicki (śpiew, gitara, flet), Henryk Tomczyk (bas) i Janusz Maślak (perkusja) przeciwstawiali się ówczesnej propagandzie i z wielka pasją grali mocne nuty. Stali się prekursorami hard-rocka w Polsce. Swoje kompozycje wzbogacali o elementy rocka progresywnego. Utwór ‘Ciężką drogą’ nagrany w 1972 roku wzbudził pewną sensację. Dotarł do pierwszego miejsca listy przebojów Rozgłośni Harcerskiej, a z grupą zaczął współpracę Jerzy Millian. Niestety za sprawą ingerencji władz, zespół nie został dopuszczony do nagrania swojego materiału na płytę. Szkoda. Kompozycja ‘Ciężką drogą’ pokazuje, że w zespole tkwił wielki potencjał. Utwór zdradza rockowy pazur grupy oraz zdolność muzyków do uciekania od schematów. Mamy tu potężny gitarowy riff, ciekawie połamany rytm oraz tekst, który w pewnym sensie jest odzwierciedleniem sytuacji zespołu na scenie muzycznej w Polsce.
Ambitni pasjonaci, pewni swoich umiejętności, pełni wiary podążali własną ciężką drogą.
W ciągu dwóch lat (2011-2012) Joe
Bonamassa nagrał aż 5 płyt. Dwa albumy solowe: Dust Bowl (2011) i Driving
Trowds The Daylight (2012), dwie płyty z zespołem Black Country Communion: 2
(2011) i Afterglow (2012) oraz album w duecie z Beth Hart: Don’t Explain (2011).
Jednym słowem, a w zasadzie dwoma – zapracowany muzyk. Przy takim natłoku projektów
można się zastanawiać czy Joe jest w stanie utrzymać odpowiedni poziom twórczy?
Czy w jego grę nie wkradnie się rutyna i powtarzalność? Ale ostatnia solowa
płyta Driving Towards The Daylight nie pozostawia złudzeń. Bonamassa jest w
szczytowej formie! Określany coraz częściej mianem geniusza gitary i następcy
Erica Claptona po raz kolejny udowodnił, że wciąż się rozwija. A płyty, które
nagrywa nie dość, że są starannie dopracowane i kipiące pomysłami, to słucha się
ich znakomicie.
Utwór ‘Dislocated Boy’ powala
tradycyjnym szorstkim riffem gitarowym. Bonamassa dzięki swojej wyobraźni
potrafi bardzo kreatywnie podejść do bluesa, który według wielu jest stylem
mocno wyeksploatowanym i nudnym. Zachowując elementy tradycji sprawia, że
kompozycja brzmi nie tylko bardzo rasowo i drapieżnie, ale i świeżo. Całość
hipnotyzuje i wyznacza nowy kierunek
współczesnego bluesa.
Płyta: All Rights Removed Rok: 2011 Słowa: Anders Hovden, Bjorn Riis, Henrik Fossum, Jorgen
Hagen Muzyka: Anders Hovden, Bjorn Riis, Henrik Fossum, Jorgen
Hagen Wydawnictwo: Karisma Records
Mam wrażenie, że w dzisiejszej
muzyce ciężko jest stworzyć coś czego jeszcze nie słyszeliśmy. Coś co będzie
wolne od nawiązań do przeszłości. Pozbawione łatki kopiowania. Odnosząc się w
swojej twórczości do znanych motywów łatwo popaść w schematyczność iwtórność. Tym większy szacunek należy się twórcom,
którzy potrafią czerpać z dzieł innych i przekuć to na własną wizję.
Panów z Airbag można uznać za
spadkobierców floydowskich tradycji. Spadkobierców, a nie kopistów. Ich muzyka
pełna odniesień do takich klasyków jak ‘Sheep’
czy ‘Dogs’ brzmi świeżo i
oryginalnie. Muzykom udało się stworzyć bardzo specyficzny klimat.
Wysublimowany, pełen kosmicznych i niepokojących dźwięków. Cała płyta ‘All
Rights Removed’ tworzy nieco hipnotyczny świat. Jest w nim pełno subtelnych
emocji, połączonych ze sporą dawką porywających, instrumentalnych motywów.
Tytułowy utwór ‘All Rights Removed’wita nas soczystym i niezapomnianym motywem
gitarowym, który napędza całą kompozycję. Wszechogarniający niepokój budowany
jest swobodnie, bez pośpiechu. Pozwala słuchaczowi delektować się każdym
dźwiękiem. I mimowolnie wciąga w krainę, w której piękna muzyka rządzi
niepodzielnie.
Dawno nie
słuchałem utworu tak pięknie płynącego przez przestrzeń, z niesamowicie
sunącymi gitarami. Jeśli ktoś lubi Pink Floyd będzie zachwycony. Nic
tylko zamknąć oczy, słuchać i marzyć.
Słowa: Eddie Van Halen, David Lee Roth, Michael Anthony, Alex Van Halen
Muzyka: Eddie Van Halen, David Lee Roth, Michael Anthony, Alex Van Halen
Wydawnictwo: Warner Bros. Records
Jest rok 1978. Na rynku muzycznym ukazuje się debiut grupy Van Halen. Płyta nazwana po prostu 'Van Halen' do dziś wymieniana jest wśród najlepszych rockowych debiutów wszech czasów. Album zawiera niby proste i melodyjne kompozycje, które wykonane są jednak niezwykle kunsztownie. Mamy tu pełno wirtuozerskich popisów Eddiego Van Halena i luzackiego śpiewu Davida Lee Rotha. Całość brzmi bardzo nowocześnie, czysto i z pazurem. Muzycy umiejętnie wykorzystali charakterystyczne riffy, ekspresyjny śpiew i dynamikę sekcji rytmicznej, by stworzyć prawdziwie rock'n'rollową płytę.
Utwór 'Aint' Talkin' 'Bout Love' rozpoczyna się od gitarowego wejścia, które przeszło do historii muzyki rockowej. Riff stworzony przez Eddiego Van Halena jest nieśmiertelny. Łączy w sobie pomysłowość Jimiego Hendrixa z dążeniem do perfekcji Briana Maya. Z kompozycji bije niesamowita energia. Jest to typowy rocker. Soczyste brzmienie, zadziorna melodia, genialny riff. Czego chcieć więcej?
Kiss. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych i kontrowersyjnych zespołów rockowych. Sprawnie poruszający się w klimatach z pogranicza glam rocka i hard rocka. Muzycy od lat wywołują skrajne emocje - od uwielbienia, aż po pogardę. Ich wizerunek stał się częścią kultury masowej. Sceniczny makijaż, szokujące kostiumy, pokazy pirotechniczne, dynamiczne i pełne niespodzianek koncerty to ich znaki rozpoznawcze.
Po dobrze przyjętej płycie 'Alive' z 1975 roku, nagrany w 1976 roku longplay 'Destroyer' ugruntował pozycję grupy na scenie rockowej. Album zdominowany jest przez rock'n'rollowo-hardrockowe granie. Brzmienie oparte jest na melodyjnym, chwytliwym refrenie, wzmocnione wyrazistym rytmem i ostrymi partiami gitar. Dzięki tym cechom surowość i prostota znana z wcześniejszych płyt została uszlachetniona.
Daleko mi do stwierdzenia, że Kiss muzycznie należy do elity rocka. Jednak, mimo wszystko jest to zespół znaczący, ważny. Mam wrażenie, że jest pomostem między dwoma dekadami rocka. Najlepszym przykładem jest 'Detroit Rock City'. Utwór ten kultywuje tradycję hard rocka lat 70-tych, a jednocześnie posiada melodyjność lat 80-tych. A dodatkowo definiuje Kiss w stu procentach - genialny bas, zadziorne gitary, świetna perkusja, melodyjny śpiew i dynamika, która sprawia, że aż trudno ustać w miejscu.
Nie jestem fanem metalu. Mam problem by rozróżnić heavy metal od trash metalu, doom metalu, nu metalu, black metalu czy power metalu. Ale jest w tej muzyce coś, co mnie sporadycznie przyciąga i nokautuje. To potencjał. Potencjał, który potrafi przekazać emocje z niszczycielską siłą. Piękne dźwięki wbić tak mocno w serce, że mocniej się nie da. Wtedy taką muzykę czuję całym sobą.
Exlibris z wyjątkową sprawnością wykorzystuje potencjał jaki drzemie w metalu. Ostre, gitarowe riffy, klawiszowe pejzaże, mięsista perkusja, dynamiczny bas i mocny, melodyjny wokal sprawiają, że ich muzyka aż kipi od pomysłów.
'All Guts, No Glory' jest tego najlepszym przykładem. To potężna dawka adrenaliny. Utwór, którego energia magnetyzuje od pierwszych dźwięków. Daniel Lechmański zadziornie gna na gitarze do przodu. Misiek Ślusarski - bębny i Piotr Torbicz - bas, z dziką, wręcz zwierzęcą siłą nakręcają tempo. Piotr Sikora wzbogaca przestrzeń na klawiszach. A Krzysiek Sokołowski głosem pełnym pasji miażdży konkurencję. Niespodzianką jest kapitalne solo gitarowe popełnione przez Michała Kostrzyńskiego z Made Of Hate.
Świetnie się słucha tego utworu. Z niecierpliwością czekam na premierę płyty 'Humagination'.
JACO PASTORIUS feat. Sam & Dave - Come On, Come Over
Płyta: Jaco Pastorius
Rok: 1976
Słowa: Jaco Pastorius
Muzyka: Jaco Pastorius & Bob Herzog
Wydawnictwo: Epic / Legacy
Ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że czas nie jest z gumy. Nie rozciągnie się, nie zatrzyma się. Będzie płynął do przodu sekunda po sekundzie. Beznamiętnie. Niezmiennie. Ala ja, Ty, My, nie musimy być pozbawieni emocji i zero-jedynkowi. Możemy walczyć, rozwijać się. Możemy zmieniać swoje przyzwyczajenia, odnajdywać nowe pasje. Możemy się nie bać. Możemy być szczęśliwi.
"The More time you spend feeling happy,
The less time you'll be blue."
Kiedyś martwiłem się, że nie usłyszę i nie poznam całej dobrej i ciekawej muzyki, która powstaje. Dziś wiem, że to niemożliwe i się tym nie martwię. Cieszę się natomiast z każdego dźwięku, który wywoła we mnie emocje. Poruszy i zaciekawi. Powoli dochodzę do zaskakujących wniosków, że muzyka może być osobistą maszyną czasu. Dzięki niej, możemy wielokrotnie przeżywać chwile, które pozostawiły w nas swój ślad.
"Music is playin', the door just opened,
You don't have to stand in line."
Dziś zanurzam się w klimaty jazzowe o zabarwieniu funkowym. Przed Wami Jaco Pastorius. Muzyk, który zrewolucjonizował grę i brzmienie gitary basowej. Artysta o niespotykanym feelingu i technice gry. Niesamowity lider, kompozytor i aranżer. Twórca, który w nieszablonowy sposób łączył takie gatunki muzyczne jak: jazz, rock, funk, r&b czy latino. Dzięki wielkim obszarom kreatywności jego muzyka fascynuje do dnia dzisiejszego.
Debiut muzyczny zespołu Scorpions jest szokiem dla osób, które kojarzą grupę z utworami typu 'Wind Of Change' czy 'Still Loving You'. Płyta 'Lonesome Crow' wyrosła z muzycznych fascynacji muzyków. Rock, blues, a nawet jazz są tutaj spowite elementami psychodelii. Niebanalny klimat kipi oryginalnością i różnorodnością. Łączy w sobie wiele stylów, motywów i barw. Zawartość albumu to materiał niesamowicie ambitny i bezkompromisowy. Płyta jest również gitarowym popisem Michaela Schenkera. Ten zaledwie 17-letni młodzieniec pokazuje światu nową jakość. Jego gra to wybuchowa mieszanka. Swoją techniką, inwencją i pomysłowością rozłożył na łopatki niejednego wyjadacza.
Utwór 'I'm Going Mad' hipnotyzuje od pierwszych dźwięków i delikatnie wprowadza nas w świat nakręcany spiralą szaleństwa. A z każdym dźwiękiem hard-rockowa maszyna przyśpiesza przedzierając się przez krainę pełną progresywno-transowych brzmień. Mamy tu popis gry Michaela Schenkera oraz pokaz możliwości wokalnych Klausa Meine. Jego głos, o dużej sile i skali, ma czystą, charakterystyczną barwę. Tekst co prawda nie zwala słuchacza z nóg, ale ma w sobie coś niepokojącego.
Patrząc na dzisiejszą pogodę (38 stopni C w cieniu) i jej wpływ na moje ciało mogę śmiało śpiewać razem z Klausem:
Coma. Zespół, który w niepowtarzalny sposób uwodzi i zaskakuje słuchacza. Potrafi brzmieć potężnie i soczyście, wręcz metalowo, by po chwili łagodnie czarować lirycznymi klimatami. Płyta 'Pierwsze wyjście z mroku' to wyrafinowany debiut. Muzyka na niej zawarta magnetyzuje i na długo zapada w pamięci. Jest ambitna i szczera. Połączona z poważnymi tekstami sprawia, że zespół unika pretensjonalnego nadęcia. I ten wokal. Raz spokojny, bardzo melodyjny, wręcz subtelny, a raz pełen mocy, dramatyzmu i agresji. Jak dla mnie, Piotr Rogucki jest właścicielem jednego z najlepszych głosów w muzyce rockowej. I razem ze swoim zespołem dokonał prawdziwego wyjścia z mroku.
A dlaczego 'Spadam'? Dlaczego utwór niespokojny i dramatyczny?
Rok 2004 to dość posępny czas w moim życiu. Okres, w którym moja wizja świata złamała się u podstawy i runęła w otchłań bezsilności. Poczucie niesprawiedliwości nakręcało złość. Pytania pozostawały bez odpowiedzi. Wiara upadła. A ja, czułem, że spadam. Spadam w coraz gęstszy mrok...
Muzyka: Joe Bonamassa, Glenn Hughes, Kevin Shirley
Wydawnictwo: Mascot, J&R Adentures
Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat powstało wiele super grup rockowych. Do najbardziej znanych można zaliczyć m.in.: Asia (Steve Howe - ex Yes; Carl Palmer - ex ELP; John Wetton - ex King Crimson; Geoffrey Downes), Traveling Wilburys (George Harrison - ex The Beatles; Bob Dylan; Roy Orbison; Tom Petty; Jeff Lynne - ELO) czy The Firm (Paul Rodgers - ex Free, Bad Company; Jimmy Page - ex Led Zeppelin; Chris Slade - ex Uriah Heep; Tony Franklin). Ich losy przeważnie były podobne. Na początku wielkie zainteresowanie fanów, później płyty na których forma przytłaczała treść, następnie słaba sprzedaż albumu, a w konsekwencji rozczarowanie i rozwiązanie zespołu.
Informacja o zawiązaniu się nowej super grupy w 2010 roku wywołała szybsze bicie serca u fanów rocka. Black Country Communion stworzyli: basista i wokalista Glenn Hughes - ex Deep Purple i Black Sabbath; gitarzysta i wokalista Joe Bonamassa - prawdopodobnie najlepszy wirtuoz gitary swojego pokolenia; klawiszowiec Derek Sherinian - ex Dream Theatre oraz perkusista Jason Bonham - syn Johna Bonhama, legendy Led Zeppelin. Muzycy udanie wskrzesili ducha hard rocka lat 70-tych XX wieku. Ich muzyka brzmi świeżo i nowocześnie. Pełna jest soczystych i dynamicznych dźwięków. Niestety dziś już wiadomo, że Black Country Communion podzieliło los innych super grup rockowych. Po trzech udanych albumach studyjnych, wielu niezapomnianych koncertach i uwielbieniu fanów, zespół na początku 2013 roku zakończył działalność.
Wracając do meritum. 'Cold'. Moim zdaniem najlepsza rzecz na płycie '2'. Bardzo emocjonalny utwór. Zespół oddaje w nim hołd swoim przedwcześnie zmarłym przyjaciołom. Głos Hughesa pełen jest bólu i żalu. Wyraźnie słychać w nim smutek i złość. Bonamassa sprawia, że jego gitara płacze. Natomiast Sherinian i Bonham budują niezwykle podniosły nastrój. Kompozycja która mocno chwyta za serce. Jest w niej ogromna moc. Jednych powali wzruszającym tekstem, drugich siłą muzyki.
Jest rok 1983. W niepamięć odchodzą progresywne korzenie grupy. W zespole od dawna nie grają Peter Gabriel i Steve Hackett. Trio w składzie: Tony Banks, Phil Collins i Mike Rutherford coraz śmielej spogląda w kierunku muzyki pop. Dla wielu zagorzałych fanów wczesnego okresu Genesis taka zmiana jest nie do zaakceptowania. Jednak mimo sporej komercjalizacji swojej muzyki, zespół umiejętnie wplata elementy rocka progresywnego do nowego repertuaru. Najlepszym tego przykładem jest kompozycja otwierająca płytę 'Genesis'.
'Mama' - utwór, którego geniusz opiera się na prostocie i minimalizmie. Pełen niepokoju. Zatopiony w dusznym i zamglonym klimacie jest popisem wokalnym Collinsa. Najpierw jego głos jest spokojny i niski, a wraz z narastającym napięciem staje się coraz bardziej przejmujący i demoniczny. I te szaleńcze śmiechy. Mam wrażenie, że śpiewający Phil przeobraża się w psychopatycznego potępieńca, który nie ma nic do stracenia. Co za nastrój. Uwielbiam, gdy muzyka naznaczona jest mrocznym i niespokojnym klimatem.
Muse. Zespół, który wzbudza skrajne emocje. Z jednej strony uwielbiany i czczony niczym wielkie bóstwo, a z drugiej mieszany z błotem i wyśmiewany za totalny kicz i patos. To fakt, że nieustannie balansują na granicy kiczu i przerostu formy nad treścią oraz ich muzyka odkrywcza nie jest, ale... Czy poszukiwanie natchnienia i pomysłów w dyskografii Queen czy Davida Bowiego to coś złego? Muzycy Muse potrafią zgrabnie wyważyć to co w ich muzyce charakterystyczne: znakomite rockowe riffy, przebojowość popu, plastyczność funku, smakowite aranżacje oraz patos z dystansem do siebie i humorem.
'Panic Station' niesamowicie wciąga i kołysze. Od pierwszego dźwięku mam skojarzenia z pulsującym 'Another One Bites The Dust' Queen. Jest zadziornie, dynamicznie i bardzo funkowo. Fantastycznie wyeksponowany bas genialnie współgra z perkusją. A przed nagraniem wokali, Matthew Bellamy miał chyba lekcje śpiewu z Freddiem Mercurym;) Nie da się przy tym nie tańczyć.
Muzyka: Dan Auerbach, Patrick Carney, Brian Burton
Wydawnictwo: Nonesuch
The Black Keys. Zespół, który poznałem kilka dni temu zupełnie przypadkowo. I jak to w życiu bywa, paradoks przypadku sprawił, że znalazłem coś czego nie szukałem. Nie pamiętam już kiedy, jedna płyta tak mną zawładnęła. Brud, mrok, energia. Czysty, korzenny blues rock, bez lukru, wazeliny i tandetnego makijażu! Klasyczne riffowe granie przyprawione punkową energią i ziarnami humoru.
I utwór, który daje mi mega kopa - 'Gold On The Ceiling'. Szorstki i zabójczo chwytliwy numer. Naładowany glamrockową siłą przekazu. Zadziorne dźwięki, które z pełną dzikością wpadają mi do ucha, mają w sobie subtelność analogowego brzmienia. I mimo swojej przebojowości uważam, że 'Gold On The Ceiling' wierne jest rockowej tradycji. To lubię!
Artysta, który wielokrotnie zmieniał oblicze jazzu. Muzyk, który nie bał się eksperymentować. Człowiek o niesamowitej wrażliwości, a zarazem pełen sprzeczności. Muzyk, który inspirował i w dalszym ciągu inspiruje całe pokolenia artystów. Człowiek, który ze swojego imienia stworzył markę rozpoznawalną na całym świecie. Lider. Muzyczny Geniusz. Człowiek Legenda. Mój nr 1. MILES DAVIS.
Na płytach 'Filles de Kilimanjaro' i 'In A Silent Way' Miles nieśmiało wprowadza nowe instrumentarium. Pojawia się gitara basowa, fortepian elektryczny i gitara elektryczna. Jednak dopiero na płycie 'Bitches Brew' Davis puszcza wodze muzycznej fantazji i dokonuje udanej fuzji jazzu z rockiem. Tak powstaje jedna z najlepszych płyt w muzyce fusion. Pełna dzikich dźwięków, narkotycznych wizji i szaleńczej trąbki Mistrza. Po raz kolejny okazuje się, że Miles ma nosa do muzyków. W trakcie sesji nagraniowych przez studio przewija się niesamowity zestaw artystów, którzy do dziś uznawani są za gwiazdy w świecie jazzu: Wayne Shorter, Joe Zawinul, Chick Corea, John McLaughlin, Dave Holland, Herbie Hancock, Ron Carter, Billy Cobham.
'Bitches Brew', czyli 'Kurewskie nasienie' to moja ulubiona płyta w całej dyskografii Milesa. Muzyka pozbawiona ram i schematów sprawia wrażenie niesamowicie gęstej i szalonej. Pulsujące rytmy wymieszane ze strumieniami dźwięków nadają całości hipnotyczny, wręcz transowy smak. Niesamowicie brzmi 'Miles Runs The Voodoo Down'. Moim zdaniem najlepsza kompozycja na całym albumie. Powolny rytm połączony z kosmicznymi partiami gitar i fortepianów tworzy futurystyczny wymiar. Trąbka Milesa jest tu niczym kameleon. Raz nastrojowa i melodyjna, raz ostra i drażniąca. Jest w tej muzyce psychodeliczna tajemnica. Może dlatego za każdym razem odkrywam w niej coś fascynującego?
ANNA MARIA JOPEK & PAT METHENY - Piosenka dla Stasia
Płyta: Upojenie
Rok: 2002
Słowa: Marcin Kydryński
Muzyka: Marcin Kydryński & Pat Metheny
Wydawnictwo: Warner Music
18 kwietnia 2013 roku, to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu! Nie jestem w stanie opisać uczuć swych. Szaleją one w sercu mym. Płaczę śmiejąc się. I marzę by cały czas tulić Was.
Zespół, który swą popularność ugruntował występem na legendarnym już Festiwalu w Woodstock w 1969 roku. Woodstock przeszedł do historii jako przełomowe wydarzenie w muzyce rockowej. W 1970 roku, na fali popularności zespół Santana wydaje drugą płytę. Najlepszą w całej swojej dyskografii - Abraxas. Utwory takie jak: 'Black Magic Woman', 'Oye como va' oraz 'Samba Pa' Ti' do dziś uznawane są za klasykę muzyki XX wieku. Album łączy rock z bluesem, sambą i jazzem. Jest idealnym przykładem fuzji rocka z muzyką latynoską. Niezwykle przebojowy i ukazujący wirtuozerię muzyków.
'Samba Pa' Ti' to utwór, który zachwyca od pierwszej do ostatniej nuty. Przepiękna, instrumentalna ballada. Intrygująca swoim brzmieniem. Nostalgiczna. Pełna subtelnych, wyważonych dźwięków, które zmuszają słuchacza do chwili zamyślenia się. Mam wrażenie, że gitara Carlosa Santany śpiewa. Przeszywa tęsknotą.
Po erze psychodelicznego folku i glam rocka David Bowie zmienia styl. Po raz kolejny i nie ostatni. Jak zwykle przychodzi mu to zaskakująco łatwo. Nie zna granic, nie ogranicza się i doskonale adaptuje się do nowych sytuacji. Jest niczym kameleon. Bawi się swoim wizerunkiem i szokuje.
Nagrany w 1975 roku album 'Young Americans' pokazuje jak wielki wpływ na Bowiego miała przeprowadzka do USA. Płyta to soul, funk i rock w jednym. Niezwykle melodyjna. Udało mu się to, o czym wielu artystów marzy. Nagrał czarną muzykę pełną feelingu będąc białym muzykiem.
Uwielbiam utwory, które w niezobowiązujący sposób kołyszą i wprawiają w pozytywny nastrój. Słuchając 'Fame' wystarczy zamknąć oczy i pozwolić wyobraźni przenieść się na klubowy parkiet w latach 70-tych. Jest gorąco, duszno i tłoczno. Roztańczony tłum otacza Cię i rytmicznie wciąga. Dajesz się porwać. Biodra same idą w ruch. Ciało i zmysły szaleją. Jest w tym utworze coś brudnego i przyciągającego.
Ciekawostka:
'Fame' powstała podczas wspólnego jam session Davida Bowiego z Johnem Lennonem i Carlosem Alomarem. John Lennon gra na gitarze i śpiewa w chórkach.
Muzyka: Tonny Iommi, Ozzy Osbourne, Geezer Butler, Bill Ward
Wydawnictwo: Vertigo, World Wide Artists, Warner Bros.
Black Sabbath. Zespół, który zdefiniował nowy styl muzyczny. Panowie Tonny Iommi, Ozzy Osbourne, Geezer Butler i Bill Ward do dziś nazywani są ojcami heavy metalu. Pierwsze lata działalności to niezwykle płodny okres w historii grupy. Płyty 'Black Sabbath', 'Paranoid', 'Master Of Reality' i 'Sabbath Bloody Sabbath' to kanon muzyki. Te albumy są niczym kopalnia pełna świetnych riffów i aranżacji iskrzących niebanalnymi pomysłami. Można z nich czerpać pełnymi garściami. Nisko nastrojona i potężnie brzmiąca gitara, ciężka sekcja rytmiczna oraz niemalże histeryczny śpiew to charakterystyczne i oryginalne brzmienie Black Sabbath. Do tego ponure teksty, które wzmacniały złowieszczy i pesymistyczny nastrój w muzyce.
A dlaczego 'Fluff'? Dlaczego utwór, który jest w totalnej opozycji do całej twórczości Black Sabbath? Ponieważ jest to instrumentalne cudo! Przepiękna akustyczna kompozycja. Tylko gitara i fortepian. Niezwykle eteryczna w swoim brzmieniu. Spokojna, szlachetna. Zamknijcie oczy i pozwólcie dźwiękom płynąć.
Polska. Warszawa. Rok 1982. Stan wojenny. Kazik Staszewski wraz z Piotrem Wieteską w mało sprzyjających warunkach zakładają zespół KULT. Zespół, który stał się jednym z najważniejszych głosów w polskiej muzyce. Kult to przede wszystkim antysystemowe teksty Kazika, nawiązujące do problemów z tożsamością, wiarą i porządkiem społecznym. Ceną za bycie w opozycji była nieustanna walka z aparatem cenzury. Wiele utworów, które dobrze były znane publiczności z koncertów długo czekało, zanim znalazło się na oficjalnych albumach zespołu. Muzyka Kultu charakteryzuje się zróżnicowanym i nietuzinkowym brzmieniem. Punkowe korzenie mieszają się z elementami rocka i jazzu (trąbka, puzon, saksofon). Dzięki temu, zespół od początku swojego istnienia ma rozpoznawalne i charakterystyczne brzmienie.
Moja pierwsza styczność z Kultem sięga połowy lat 90-tych i szkoły podstawowej. Wtedy w moje ręce trafia kaseta magnetofonowa 'Posłuchaj to do Ciebie'. Prezent od Agnieszki - siostry mojej mamy. Kaseta, która była reedycją albumu z 1987 roku zawierała wcześniej niepublikowane nagrania: 'Piosenka młodych wioślarzy'; 'Do Ani'; 'Piloci'; 'Wódka' i moja uwielbiona 'Polska'.
'Polska' - utwór który przygniata swoją szczerością. Pełen młodzieńczej wściekłości i ponurej bezsilności wobec rzeczywistości w ukochanym kraju. Opisuje polską mentalność i jej wpływ na kraj. Krytykuje powszechną brzydotę, brak estetyki i wieczne prowizorki. Odkrywa wszechobecną hipokryzję religijną, agresję władzy i bezprawie. Wokal Kazika ma tutaj moc. Jest pełen ekspresji. Wyczuwalny jest ból z jakim śpiewa. Niesamowity klimat ma ten utwór! Ile razy słucham tej piosenki, zawsze mam ciarki na plecach!
Polska. Warszawa. Rok 2013. Smutne jest to, że mimo upływu lat, tekst w wielu miejscach jest wciąż aktualny.
Słowa: Jimmy Page, Robert Plant, John Paul Jones, John Bonham, Willie Dixon
Muzyka: Jimmy Page, Robert Plant, John Paul Jones, John Bonham, Willie Dixon
Wydawnictwo: Atlantic Records
Zespół, który na zawsze zmienił oblicze muzyki. Zespół, który zdefiniował pojęcie hard-rocka. Zespół, którego twórczość stanowiła niesamowite połączenie rocka z bluesem. Zespół, który czerpał pełnymi garściami z takich nurtów jak: folk, reggae, soul, folk, country czy muzyka poważna. Zespół, w którym czterech muzyków o różnych marzeniach, inspiracjach i fascynacjach tworzyło jedność. Zespół, który stał się Legendą. Led Zeppelin.
Muzycy debiutują w 1968 roku i po doskonale przyjętej pierwszej płycie postanawiają pójść za ciosem. Rok 1969 to nieustanne tournee po Ameryce, w trakcie którego powstawał nowy materiał. Muzycy sporo improwizowali w trakcie koncertów i tak rodziły się nowe dźwięki. Mimo prac nad płytą w różnych studiach nagrano dzieło wybitne. 'II' to album, który produkcją wyprzedza swoją epokę. Brzmienie jest brutalnie soczyste. Ciężkie riffy Page'a są wspierane przez dynamiczną sekcję rytmiczną Bonhama i Jonesa. A Plant swoim śpiewem stawia poprzeczkę bardzo wysoko.
Natomiast 'Whole Lotta Love' to dla mnie nieustający numer jeden w twórczości Led Zeppelin. Jeden z moich TOP 5 ulubionych kompozycji w ogóle. Riff wszech czasów i kamień milowy w historii muzyki. Genialny utwór, który aż kipi oryginalnością. Wprost namacalnie możemy poczuć jak gitara buduje napięcie. Jak współgra z basem i razem prowadzą dialog ze szczytującym wokalem Planta. Wszystko uzupełnia szamańska perkusja. Ależ to płynie! Jak to brzmi! Jazda obowiązkowa.
Gigantyczny sukces płyty 'The Dark Side Of The Moon' wywindował Pink Floyd w miejsce zarezerwowane wyłącznie dla supergwiazd muzyki rockowej. Pozwolił zamienić sceny klubowe i hale sportowe na wielkie stadiony. Sprawił, że nazwa Pink Floyd stała się rozpoznawalna w każdym zakątku globu. Ale czy taki sukces nie jest też przekleństwem? Bo jak przebić coś genialnego? Jak skomponować coś, co nie będzie kalką wcześniejszego sukcesu i pozwoli się rozwinąć? Nie od dziś wiadomo, że łatwiej wdrapać się na szczyt niż się na nim utrzymać.
Nowy materiał rodził się w bólach. Brakowało pomysłów i inspiracji. Pęknięcia w zespole były coraz głębsze. A mimo to, muzycy nagrali album, który okazał się wielki sukcesem. 'Wish You Were Here' to znakomita płyta. Udało się tutaj zgromadzić wszystko to, co tak lubię w muzyce Pink Floyd: niesamowita gra barw i nastrojów, pomysłowe przetworzenia brzmień instrumentów, klimat i teksty, które nie są obojętne wobec człowieka i jego egzystencji.
Uwielbiam 'Welcome To The Machine' za absolutnie genialny klimat. Melodia jest ponura i niepokojąca. Dźwięki przesiąknięte są smutkiem i rozczarowaniem. Ten automatyzm, te industrialne odgłosy, ten złowieszczy syntezator przytłaczają. Tekst krytykuje przemysł muzyczny i wytwórnie płytowe. Pełen jest jadowitego cynizmu i rezygnacji. Idealnie współgra tu z muzyką. Sprawdźcie sami jak ten niepokój płynie.
Słowa: Jon Anderson, Steve Howe, Patrick Moraz, Chris Squire, Alan White
Muzyka: Jon Anderson, Steve Howe, Patrick Moraz, Chris Squire, Alan White
Wydawnictwo: Atlantic
W 1973 roku zespół Yes nagrywa płytę 'Tales From Topographic Oceans'. Album, który został zainspirowany filozofią shastrick podzielił zarówno zespół, jak i słuchaczy. Klawiszowiec Rick Wakeman niezadowolony z kierunku artystycznego obranego przez kolegów z zespołu opuszcza grupę. Następcą zostaje Patrick Moraz znany z Refugee. Muzyk, który ma jazzowe podstawy nie boi się elementów szaleństwa i improwizacji w muzyce. Grupa dzięki jego stylowi gry zyskała nowy wymiar. W efekcie ich album z 1974 roku - 'Relayer' jest najbardziej awangardową płytą w dyskografii zespołu.
Album otwiera monumentalna suita 'The Gates Of Delirium (I. Prelude, II. Battle, III. Soon)', która inspirowana jest powieścią 'Wojna i pokój' Lwa Tołstoja. W pierwszej części mamy sielankę, która stopniowo zamienia się w pole bitwy. Pełne chaosu, zgrzytów i bólu. Nastaje mrok. Mamy wrażenie, że wszystko się wali. I nagle dźwięki cichną. Pojawia się moja ulubiona część suity.
'Soon' to najpiękniejszy fragment muzyki w dziejach zespołu. Utwór ocierający się o absolutny szczyt liryzmu w muzyce rockowej. Pełen pokoju i nadziei. Przepięknie zaśpiewany przez Jona Andersona. Kompozycja niesamowicie uspokajająca. Pozbawiona negatywnych emocji wprowadza słuchacza w błogostan i jakby otwiera bramy niebios.
Ciekawostka:
Filozofia shastrick obejmuje wszystkie dziedziny życia: religię, życie społeczne, naukę i architekturę. Podstawą tej filozofii jest odkrywanie wiedzy przez studiowanie przeszłości.
W oczekiwaniu na promienie słońca zwiastujące wiosnę postanowiłem poszperać w polskim jazzie. Jerzy Milian to jeden z najlepszych polskich wibrafonistów, doskonale znany poza granicami kraju. Grał m.in. z Krzysztofem Komedą i Janem Ptaszynem Wróblewskim. Milian to również uznany kompozytor i aranżer. W swojej karierze prowadził m.in.: orkiestrę Gustava Broma (Czechosłowacja), big-band Guntera Gollascha (NRD) czy big-band BRT (Belgia). Przez ćwierć wieku związany z Orkiestrą Rozrywkową PRiTV w Katowicach. Autor muzyki filmowej i baletowej, a także wielu znanych piosenek (m.in. 'Parostatek' Krzysztofa Krawczyka). Nie bał się eksperymentować i szukać w muzyce nowych brzmień.
'Gacek' to jedna z moich ostatnich fascynacji jazzowych. Robi na mnie ogromne wrażenie. Jerzy Milian z lekkością prowadzi Orkiestrę Rozrywkową PRiTV w Katowicach. Jazz flirtuje tu z bossa novą, swingiem, funkiem czy nawet disco. Wynik tego mariażu jest zaskakujący. Muzyka nadal pozostaje jazzowa, ale dzięki dodatkom jest bardziej dynamiczna i ekspresyjna. Brzmienie jest precyzyjne, klarowne i spójne. Szalenie pozytywna kompozycja. Szkoda jedynie, że jest tak krótka. Nie zmienia to faktu, że mogę jej słuchać cały dzień.
Uriah Heep to moim zdaniem jeden z najbardziej niedocenionych zespołów rockowych. W 1971 roku muzycy po nagraniu płyty 'Look At Yourself' odnoszą gigantyczny sukces. Utwór 'July Morning' do dziś porównywany jest z 'Child In Time' Deep Purple czy 'Kashmir' Led Zeppelin. I mimo wielu bardzo udanych kompozycji, mimo wielu nagranych płyt, mimo wspaniale przyjmowanych koncertów zespół pozostał w cieniu największych. Szkoda, bo to grupa, która z wyjątkową łatwością tworzyła utwory ocierające się o prog z prostymi, ale pięknymi melodiami.
'Easy Livin'' to prawdziwy rockowy numer. Pełen zwierzęcej i dzikiej energii. Tempo narzucone przez muzyków jest iście sprinterskie. Niejeden zespół by odpadł. David Byron potwierdza tu swoją charyzmę. Jego mocny głos idealnie współgra z pędzącymi gitarami i organami Hammonda. Utwór ten ma niesamowity rytm. Porywa od samego początku i nie puszcza, aż do ostatniego dźwięku. Kapitalna melodia.
Ciekawostka:
Okładka płyty utrzymana w klimacie fantasy zawiera ukryte wizerunki kobiecych i męskich genitaliów. Autorem jest Roger Dean, który tworzył również udane okładki dla takich zespołów jak: Yes, Asia, Budgie czy Gentle Giant.
Muzyka: Fish, Mark Kelly, Ian Mosley, Steve Rothery, Pete Trewavas
Wydawnictwo: EMI, Capitol
W połowie lat 80-tych w muzyce panuje moda na new romantic, a zespoły rockowe wygładzają swoje brzmienie. W tym czasie Marillion nagrywa płytę 'Misplaced Childhood', która na nowo odkrywa oblicze rocka progresywnego. Ich concept album to opowieść o dzieciństwie i jego wpływie na dorosłego człowieka. Muzycy stawiają pytania o marzenia i konfrontują je z rzeczywistością.
Album pełen jest kompozycji, w których przeważają takie uczucia jak zwątpienie, rozgoryczenie i niepewność. Teksty poruszają i rozdzierają. Fish swoim nieco teatralnym głosem, ale pełnym pasji i charyzmy rozlicza się ze swoim 'ja'. Mark Kelly na instrumentach klawiszowych, niczym natchniony artysta, maluje tło całej opowieści. Natomiast Steve Rothery grając na gitarze, subtelnie uwypukla najważniejsze momenty całej historii.
I kiedy nieubłaganie zbliżamy się do granicy między nadzieją a zatraceniem pod koniec płyty pojawia się 'Childhood's End?'. Melodia, która przywraca wiarę, a z nią tekst, który pozwala odnaleźć siebie na nowo. Spojrzeć w lustro i zobaczyć dziecko, które jest w każdym z nas. Dziecko, które pozbawione jest konwenansów i ram ówczesnego świata. Dziecko, które jest szczere i ciekawe. Nie warto zamykać się samoistnie w skorupie dorosłości. Czasami trzeba spojrzeć na życie z innej perspektywy i wrócić do swoich marzeń.
MARCIN WASILEWSKI TRIO - Ballad Of The Sad Young Man
Płyta: Faithful
Rok: 2011
Muzyka: Frances Landesman, Thomas Wolf
Wydawnictwo: ECM
Dzisiejszy świat pędzi bez opamiętania. Oczekuje się od nas nieustannych zmian. Przystosowywania się do nowych sytuacji ot tak, po prostu. Przecież to łatwe. Tak samo jest w muzyce jazzowej. Ja już trochę tracę rachubę kto gra z kim, w jakich konfiguracjach i w jakich projektach. Coraz mniej jest muzycznych autorytetów, coraz wolniej rodzą się nowe. I tu pojawia się zespół, który jest niczym samotna latarnia na wzburzonym morzu. Muzycy, którzy nieprzerwanie od 1991 roku mają frajdę ze wspólnego grania. Marcin Wasilewski - fortepian, Sławomir Kurkiewicz - kontrabas i Michał Miśkiewicz, wcześniej znani pod szyldem Simple Acoustic Trio, a obecnie występujący jako Marcin Wasilewski Trio to jedna z najwybitniejszych współczesnych grup jazzowych. Tomasz Stańko, ich przyjaciel i mentor tak ich opisał: 'W całej historii polskiego jazzu nigdy nie istniała grupa taka, jak ta. Ci muzycy codziennie mnie zdumiewają. Stają się coraz lepsi'.
Nastrój melancholii w 'Ballad Of The Sad Young Man' jest wyczuwalny od pierwszego dźwięku. Można go dotknąć i się w nim rozsmakować. W tym smutku jest coś pięknego. Zachwyca mnie to subtelne i delikatne przenikanie się linii fortepianu, basu i perkusji. Oszczędna aranżacja sprawia wrażenie niesamowicie wypielęgnowanej i przemyślanej w każdej płaszczyźnie. Kameralna, wyrafinowana muzyka.